Artykuł

Sharenting- a Ty masz nad tym kontrolę?

o urodzonych na Facebooku...

W krajach zachodnich statystyczny wiek dziecka pojawiającego się w sieci to kilka tygodni przed narodzeniem.

Ponad 80% dzieci poniżej 2 roku życia ma już w Internecie pokaźny cyfrowy ślad.- dowiadujemy się z kanału Nauka. To lubię

Sharenting

Zjawisko to stało się już tak popularne, że zostało specjalnie nazwane określeniem SHARENTING. Wyraz składa się z dwóch słów- SHARE- udostępniać i PARENTING- rodzicielstwo. Oznacza po prostu natrętne udostępnianie przez rodziców zdjęć dzieci w Internecie.

Apel wkurzonych fejsbukowiczów

Każdy wśród swoich znajomych ma kogoś kto non stop publikuje na Facebooku mnóstwo zdjęć swojego dziecka. Można powiedzieć że jesteśmy świadkami każdego ważnego wydarzenia w jego życiu, będąc zupełnie obcą dla rodziny osobą.

Wiemy, kiedy dzieci naszych znajomych stawiają pierwsze kroki, kiedy wyrosną im pierwsze ząbki, czy po prostu, kiedy się śmieją czy płaczą.

Częstotliwość wstawiania takich zdjęć jest ogromna i wywołuje irytacje wśród użytkowników mediów społecznościowych. Często możemy spotkać się z apelami, czy różnego rodzaju memami próbującymi uświadomić młodym rodzicom, że wstawiane przez nich zdjęcia są bardzo uciążliwe i niekiedy nie na miejscu.

Kto widzi moje zdjęcia?

Ludzie chwalą się przeróżnymi wydarzeniami z życia dziecka, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji tych na pozór niewinnych czynności.

Wydaje nam się, że zdjęcie trafia tylko do naszych znajomych. Tymczasem warto sprawdzić ustawienia naszego konta na Facebooku bo może się okazać, że prywatne zdjęcie bobasa zobaczą ludzie których w ogóle nie znamy. 

W ustawieniach prywatności na swoim profilu mamy możliwość wybrać, kto może widzieć nasze posty.

 

Szczęśliwi rodzice na pewno nie zdają sobie sprawy, że fotografie ich pociech mogą trafić w niepowołane ręce. Nie wszyscy mają dobre zamiary widząc wesołego maluszka.  

Zdarza się, że przestępcy obserwują najpierw profile rodziców, zdobywając jak najwięcej informacji (ich imiona, miejsce pracy, przedszkola, zdjęcia placów zabaw) by później w podstępny sposób dotrzeć osobiście do dziecka.

„Przyjaciółka” rodziców-  zaskakujące wyniki eksperymentu studentek z Torunia

Jak pokazuje badanie przeprowadzone przez dwie studentki z Torunia, dzieci są bardzo ufne w stosunku do osób, które znają choćby imiona ich rodziców.  

Kobiety odwiedziły przedszkole, w którym za każdym razem podawały się za przyjaciółki rodziców.

Początkowo, na tego typu badanie zdecydowała się tylko połowa rodziców. Reszta uważała, że ich dzieci są na tyle świadome zagrożenia, że ich ten problem nie dotyczy. Ostatecznie przebadano 13 przedszkolaków.

Jakie musiało być zdziwienie wśród rodziców, kiedy okazało się, że prawie wszystkie dzieci bez trudu udało się przekonać do wyjścia z przedszkola, niektóre chciały nawet zaprowadzić „ciocie” do domu.

W przypadku dziewięciorga dzieci wystarczył tylko uśmiech i krótka, miła rozmowa, by zdobyć całkowite zaufanie obcej osoby. Tylko czworo dzieci odmówiło wyjścia i zareagowało strachem.

Nasi rodzice nie mieli fejsbuków..

Kiedyś problem sharentingu nie istniał, ze względu na to, że nasi rodzice nie mieli „fejsbuków”. Jedynym miejscem gdzie oglądało się pamiątkowe zdjęcia rodzinne był album. Dzisiaj widok życzeń urodzinowych składanych przez matkę na profilu córki, okraszone słodkim zdjęciem z dzieciństwa to nie nowość ani rzadkość.  

Tragiczne skutki nękanie w sieci

O ile najmłodsi nie są jeszcze świadomi skutków „uzewnętrzniania” się w Internecie, to dla nastolatków kończy się to niekiedy tragicznie.

Często zdarza się, że przez wyśmiewanie, nękanie, czy hejt młodzi ludzie popełniają samobójstwa.

W sieci powstało już mnóstwo organizacji zajmujących się walką z prześladowaniem w Internecie (aktywne szczególnie w USA). Można na nich znaleźć listy z nazwiskami ofiar cyberprzemocy.

13-, 16-latkowie odbierają sobie życie, przez to, że ktoś wyśmiał ich w na Facebooku/Instagramie, czy w ramach zemsty rozpowszechnił w sieci kompromitujące zdjęcia.

Dzieci na kubkach- duński eksperyment

Nauczką dla rodziców jest sprawa, która miała miejsce w 2015 r. w Danii. Grupa artystów we współpracy z dziennikiem De Correspondent postanowiła przeprowadzić eksperyment.

Otworzyli sklep internetowy, w którym sprzedawali kubki ze zdjęciami małych dzieci.

Wszystkie fotografie pozyskali w sposób legalny, ponieważ korzystali z portalu Flickr, który posiadał klauzulę zezwalającą na wykorzystanie zdjęć do celów komercyjnych.

Inicjatorzy całej akcji mieli na celu pokazać, z jaką łatwością duże firmy mogą wykorzystać wszelkie dane pozostawione przez nas w sieci.

Udostępniając na YouTube czy Facebooku muzykę, zdjęcia czy jakiekolwiek inne treści, stajesz się stroną umowy zawartej między tymi firmami.

Zarabiają ogromne pieniądze na sprzedaży reklam dostosowanych do naszych preferencji, ale i sprzedają same dane. Jednym zdaniem, mogą wykorzystać udostępnione przez nas treści jak tylko chcą.

Prawo chroni wizerunek dzieci

Warto wiedzieć, że prawo reguluje kwestie publikowania zdjęć w Internecie. 

Art. 191a Kodeksu karnego mówi o tym, że przestępstwem jest umyślne rozpowszechnianie wizerunku osoby nagiej bez jej zgody. Grozi za to kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.

Przekonał się o tym ojciec dziecka który wstawił na facebooka zdjęcie swojego nagiego synka trzymającego w ręce piwo. Matka dziecka zgłosiła sprawę na policje.Beztroski tata tłumaczył się, że fotografia ma podłoże artystyczne. Jednak ostatecznie, po 4 latach trwania postępowania karnego ojciec został skazany na 3 miesiące prac społecznych.


Masz ciekawy temat?

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem?

Napisz do nas!

wspolpraca@bsafer.pl

Wyszukiwanie informacji w bazie danych